Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/524

Ta strona została przepisana.

— Ach! biedne dziecko!... zawołała pani Amadis wybuchając płaczem.
— Jest to niezbędne dla dobra chorej, odparł lekarz. Na pociechę, pozostaje pani nadzieja jęj wyzdrowienia w przyszłości.
Piekielny uśmiech pojawił się na ustach Theifera, którego sam widok krew zmrozić w żyłach był zdolny.
— Czy pani posiadasz jakie papiery tej obłąkanej? któreby dowiodły tożsamość jej osoby? pytał naczelnik.
— Mam niektóre panie.
— A jakie?
— Metrykę jej urodzenia, akt zejścia ojca, i... Tu zawachała się nieco.
Piorunujący wzrok Theifera wstrzymał jej słowa na ustach.

XXI.

— I co więcej? powtórzył naczelnik.
— Nie... panie.
— Proszę mi wręczyć te papiery.
— Idę po nie, natychmiast.
Po wyjściu pani Amadis, zabrano się do spisania protokółu, i dopełnienia potrzebnych formalności, poczem można było natychmiast przewieść obłąkaną do jednego z wyznaczonych szpitalów. Theifer tymczasem zbliżył się do Estery, która w zupełnem obezwładnieniu siedziała na kanapie.
Sądząc że nie zwraca na niego uwagi, schylił się po papier leżący na podłodze, jaki oddawna przykuwał jego uwagę.