Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/529

Ta strona została przepisana.

— Nie będziesz żałował żeś mi tak dobrze dopomógł w tej sprawie!... dodał z zadowoleniem Jerzy.
— Znam już oddawna szczodrobliwość waszej książęcej mości, i naprzód składam podziękowanie.
— Nic więcej niemam do powiedzenia?
— Mam tylko doręczyć ten papier. Tu agent wyjął z pugilaresu kawałek spalonego w połowie papieru, jaki podniósł w mieszkaniu Estery.
— Co to jest? zapytał książę.
— Urywek z bruljonu listu spalonego przez pana, w mieszkaniu-mechanika, który ta warjatka porwała, odrzekł Theifer. Są na nim jeszcze widoczne te kilkanaście wyrazów pisanych przez Klaudję Varni, które choć nie w jednej całości, mogłyby stać się dla pana silnie kompromitującemi. Radziłbym waszej książęcej mości zniszczyć ten papier natychmiast.
Jerzy wziął podany sobie świstek w rękę, i oglądał go uważnie.
— Rzeczywiście, wyszepnął, mógł on się stać dla mnie niebezpiecznym, lecz to niebezpieczeństwo zniknie w tej chwili. Myślisz o wszystkiem Theiferze... Jesteś genialnym człowiekiem, godnym podziwienia!
To mówiąc, potarł zapałkę i spalił na popiół ostatnie szczątki bruljonu.
— Teraz, rzekł Theifer, będę się starał śledzić intrygi Ireneusza Moulin, mimo że je uważano za rzecz małego znaczenia.
— Niemasz dotąd żadnej wiadomości o Klaudji?
— Żadnej. Ostatnie wieści od moich agentów, pozwalają mi sądzić prawie napewno że jej niema w Paryżu. Każę ją poszukiwać w Anglii.
— Na te wszystkie starania będziesz potrzebował pieniędzy?