— Broni spraw sądowych w Pałacu Sprawiedliwości, mając w tem szczególne upodobanie mimo że jest miljonerem. Wieczorami, zaś, chodzi do swej narzeczonej hrabianki Izabelli de Liliers.
— Mówiłeś mi pan zdaje się, że on bardzo kocha tę dziewczynę?
— Tak twierdzą wszyscy.
— W wieku markiza nie wystarcza narzeczona, chociażby ją nawet uwielbiał. Henryk de la Tour-Vandieu musi mieć także i kochankę.
— Głos ogółu zaprzecza temu.
— To jeszcze nie dowód. Wybadaj pan tę sprawę.
— Dobrze pani.
— Jacyż są jego bliżej przyjaciele?
— Ma tylko jednego młodego doktora, serdecznej druha od szkolnej ławy. Koleżeństwo to wytworzyło szczerą i niewzruszoną przyjaźń.
— Jak się nazywa ten doktór?
— Edmund Loriot.
— Gdzie mieszka?
— Niewiem tego.
— Trzeba się o tem dowiedzieć koniecznie.
— Jutro będę wiedział.
— Masz pan co więcej mi jeszcze do powiedzenia
— Nic niemam. Na tem kończy się mój raport, który mam zaszczyt złożyć w ręce pani.
Klaudja wziąwszy papier, schowała go w szufladę znanego nam biurka.
— A teraz uregulujmy nasze rachunki. Ile panu jestem winną? zapytała.
Samper przedstawił rachunek, który szybko załatwionym został.
— Radabym się jeszcze pana o coś zapytać? zaczęła
Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/532
Ta strona została skorygowana.