Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/54

Ta strona została przepisana.

— Ależ to niepotrzebne! odparł z uśmiechem mechanik.
— Nie ustąpię panie!.. Sądzę, iż nie będziesz pan chciał sprawić mi przykrości odmawiając przyjęcia kieliszka wina.
— Zgoda! ale tylko jeden, nie więcej. Muszę odejść... Mieszkam daleko.
— Gdzie mieszkasz? pytał Loupiat.
— W hotelu „pod Blachą“ przy ulicy św. Marcina.
— Skoro tak, nie wstrzymuję cię. Pójdę tylko wybrać dobrego wina dla tego pana. I wyszedł.
— Pan jak się zdaje jesteś przyjezdnym chwilowo do Paryża? zagadnął Czwartek Ireneusza.
— W rzeczy samej nie byłem tu przez lat dziewiętnaście, mimo że jestem rodowitym Paryżaninem...
— Przebywałeś Pan więc na prowincji?
— Na obczyźnie... w Anglji.
— W Londynie bezwątpienia?
— Nie; w Portsmonth.
— Ale pan byłeś i w Londynie?
— Kilka razy.
— Pozostawiłeś pan tam zapewne kolegów?
— Tak; czterech czy pięciu. Trzeba panu wiedzieć, że z powołania jestem mechanikiem.
— Piękny fach i bardzo zyskowny dla uzdolnionego robotnika. I ja oddawna pragnę zwiedzić Anglję, lecz pan pojmujesz, jeśli się nie posiada monety na opłacenie kosztów podróży... Znam kogoś, — dodał po chwili, który zamieszkując w Londynie pracował w zakładach bardzo bogatego człowieka, nazwiskiem Dick-Thorn...
— Dick-Thorn? powtórzył Moulin.
— Słyszałeś pan co o nim?
— Znam skądsiś to nazwisko...
— Nic dziwnego, ponieważ jest to miljoner.
— Rozmyślam, zkąd ja o nim słyszałem? a, przypominam sobie, zawołał po chwili. W hotelu gdzie zamieszkiwa-