spotkałem Jana w jednej z knajp podejrzanych, będę więc przebiegał codziennie wszystkie podobne zakłady, gdzie może napotkam go kiedy.
W pół godziny później, Berta z Ireneuszem oboje smutni, wchodzili w bramę domu przy ulicy Notre-Dame-des-Champs.
Odźwierna wybiegła naprzeciw nich.
— Oto list do panienki!... wołała. Wprawdzie położono na nim adres nieboszczki pani, lecz sądzę, iż panienka go przyjmie. Przyniósł go tu jakiś wychudzony jegomość, tak chudy, że patrzeć, litość przejmowała! Przysięgłabym, że ten człowiek od kilku dni nic w ustach niemiał.
To mówiąc gadatliwa kobieta, podała Bercie list zapieczętowany.
Pewnie od Jana Czwartka, pomyślał Ireneusz.
Przeczucie go niezawiodło. List zawierał te słowa:
Widzenie nasze jest niezbędne i to jaknajrychlej. Przy tej sposobności, łączę dla pani wyrazy poważania.
P. S. Gdyby mnie tam nie zastał, niech się pyta o pana Jana.
— List bez podpisu! wołała Berta z rozpaczą.
— To prawda, odparł Moulin, ale treść jego objaśnia ostatecznie. O naznaczonej godzinie udam się tam.