— I ja pójdę z panem, rzekła stanowczo Berta.
— Ależ jest to miejsce podejrzane!...
— Co mi to szkodzi. Cel do którego dążymy, usprawiedliwia wszystko. Zresztą, będąc z panem, nie obawiam się niczego.
— Ha! skoro pani masz tyle odwagi...
— Jeden szczegół jest dla mnie niewytłumaczonym panie Moulin. Zkąd ten człowiek wiedział, że pan znasz moją matkę i zkąd znał jej adres?
— Rzecz bardzo prosta. Jan Czwartek pośredniczył pomiędzy mną a Eugeniuszem, owym posłańcem, który list odemnie przyniósł tu paniom wraz z kluczem od mieszkania. Wtedy to Jan przeczytawszy adres, zapamiętał go.
Tak było w rzeczy samej. Przebiegły rzezimieszek, wypuszczony z więzienia, pomyślał najpierw o Ireneuszu. Nie wiedział on wprawdzie, że po pijanemu wydał połowę swojej tajemnicy, ale pamiętał, że Moulin był dla niego szczodrym towarzyszem, a w przyszłości w razie potrzeby mógł być dogodnym narzędziem. Pragnął więc przypuścić go do swego „interesu,“ a w następstwie, podzielić się i zyskiem.
W tem jednak zamiarze, stawał mu na przeszkodzie brak dokładnego adresu Moulin’a. Przemyśliwał nad sposobami odnalezienia go, gdy naszczęście przypomniał sobie adres na liście powierzonym Eugeniuszowi.
Wszedł więc do sklepu i na kupionej ćwiartce papieru nakreślił znaną nam treść, a list sam odniósł na ulicę Notre-Dame-des-Champs. Z tamtąd podążył do swego mieszkania, na ulicę Vinaigrier, gdzie już od kilku tygodni wskutek uwięzienia, wcale się nie pokazał.
Smutek go jednak spotkał tam na samym wstępie.
Odźwierny jako pośrednik pomiędzy gospodarzem a lokatorami, powiedział mu, że nadal tu mieszkać nie może,
Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/542
Ta strona została skorygowana.