Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/548

Ta strona została przepisana.
XXVI.

— Dam państwu przewodnika, odparł z zrażoną miną gospodarz. I przywoławszy posługacza, kazał mu zaprowadzić przybyłych pod numer 3-ci.
Na odgłos otwierających się drzwi, Jan Czwartek, siedzący do nich plecami, odwrócił się nagle. Spostrzegłszy Bertę, zmarszczył czoło z nieukontentowaniem, nie wstając nawet na powitanie.
Ireneusz jakkolwiek dostrzegł to niezadowolenie, nie dał tego poznać po sobie.
— Jak się masz przyjacielu... zawołał wesoło. Omal że nie minęła nas sposobność spotkania się z tobą. Wychodziliśmy już, lecz nas zatrzymał gospodarz.
— Czyżeś nie czytał ostatnich wyrazów w mym liście? zapytał Czwartek.
— Owszem, lecz zapomniałem na razie o twem poleceniu.
— Mniejsza z tem, skorośmy się tu zeszli. Co państwo pić będziecie? proszę mi powiedzieć.
Moulin spojrzał na Bertę błagalnie.
— Wszystko nam jedno, co pan podać każesz, odpowiedziała, zrozumiawszy tę niemą prośbę swojego towarzysza.
Jan uchyliwszy drzwi, zawołał głośno:
— Trzy szklanki ponczu!... pod Nr. 3, i wróciwszy do stołu, usiadł zachmurzony.
— Powiedz mi mój kochany, dla czego jesteś dziś w tak złym humorze? zapytał Moulin. Czy masz jakie nowe zmartwienie? Ja tak się cieszyłem z naszego spotkania i obiecywałem sobie wesołą pogawędkę.
— I ja zarówno!... mruknął Czwartek, a po małej