Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/550

Ta strona została przepisana.

— Domyślałem się tego. Byłem w prefekturze.
— Powiadomiono mnie o tem, mówił dalej Ireneusz, pobiegłem tam natychmiast, ale niezastałem już ciebie. Wydalić mają dozorcę z twojej przyczyny.
— Niechaj się broni. Los takich bydląt mało mnie obchodzi. Lecz przyznać muszę, żem sobie wtedy niezgorzej napruszył głowę. Co... hę?
— Zapewne.
— A jakie to ja brednie wtenczas tobie opowiadałem.
— O ile pamiętam, mówiłeś bardzo rozsądnie. Tak mnie nawet zajęło twoje opowiadanie, że z niecierpliwością oczekiwałem-twojego uwolnienia, aby usłyszeć zakończenie.
— Cóżem ja mómił takiego? pytał Jan niespokojnie.
— Wspominałeś noc 24-go Września 1887 roku. Dalej, most Zwodzony, plac Zgody i most de Neuilly.
Jan Czwartek zadumał głęboko, a po chwili:
— Wszystko to były bajki... zawołał gniewnie, stworzone przez mój nietrzeźwy umysł. Nie mówmy o tem więcej, lecz powiedz mi raczej, czy ta kokoszka ma także należeć do naszej wyprawy?
Berta spojrzała na niego piorunująco. Ireneusz uprzedził ją w odpowiedzi.
— Rozumie się!... zawołał wesoło. Takie roztropne przebiegłe stworzenie, bardzo nam się przyda.
— A może zechce także dzielić się i zyskiem? pytał Czwartek niezadowolniony.
— Nie! odrzekł Ireneusz. Byłoby to niesprawiedliwem. Ta sprawa jest twoją, dość już że mnie przypuszczasz do zarobku.
— Dla czegóż więc chcesz ją do naszej współki zaciągnąć?
— Pragnę żeby się przy mnie wprawiała. Wspom-