Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/551

Ta strona została przepisana.

niałeś kiedyś, że korzyść będzie wspaniała. Dając jej zatem z tego jakąś cząstkę, nie skrzywdzę się bardzo. Wprawdzie moja kasa znajduje się już w bardzo chorobliwym stanie, a w portmonetce prześwitują pustki, lecz w każdym razie przeznaczę jej coś od siebie.
— Dobrze! odrzekł po chwili Jan. Ale do rozpoczęcia ataku, potrzebuję trochę pieniędzy. Czy mógłbyś mi je pożyczyć?
— Ta resztka jaka mi pozostała, jest do twego rozporządzenia, rzekł Moulin uprzejmie.
— Co do mnie, niemam pieniędzy aby je panu ofiarować, wtrąciła Berta, lecz w, zamian, przyjmij pan moją niezmordowaną energję.
Jan Czwartek spojrzał na dziewczę z uśmiechem zadowolenia, a kładąc rękę na jej ramieniu:
— Jesteś dzielną dziewczyną!... ojcowskim rzekł tonem, podobasz mi się bardzo. Musisz być zuchem nielada, pomimo skromnej swej minki.
— To moja uczennica!... rzekł z dumą Ireneusz. Pochlebia mi twoja pochwała.
Berta czując rękę złoczyńcy na swoim ramieniu, drgnęła, jak za zbliżeniem się jadowitej gadziny. Rumieniła się i bladła na przemiany, niezdołała, ukryć głębokiej odrazy.
Tak! jestem jego uczennicą!... zawołała stanowczym głosem, wskazując na Moulhra, i przyniosę mu zaszczyt... przekonasz się pan o tem!
— Aprobuję twój pomysł kolego!... rzekł z zupełną już teraz ufnością rzezimieszek. Zdaję mi się, że sprawa trojgu razem pójdzie nam dobrze.
— Czy rzeczywiście, interes do którego przystąpić mamy, rokuje tak świetne zyski? pytał Moulin.
— Mówię ci nieobliczone!
— Ileż więc w przybliżeniu?