— Zaczekaj że pani chwilę; opowiem wszystko kolejno. Trzej owi wspólnicy oczekiwali na mającego przybyć mężczyznę. Ukazał się o naznaczonej godzinie, niosąc dziecko na ręku.
— Berta wzdrygnęła się pod wpływem dreszczu przerażenia.
— Dziecko!... wyszepnęła przytłumionym głosem.
— Tak, mały, najwyżej dwuletni chłopczyna. Mężczyzna oczekujący, podszedł naprzeciw przybyłego, a zamieniwszy z nim słów kilka, podprowadził go do czekującej opodal dorożki w którą wsiedli razem. Miejsce stangreta zajmowała kobieta po męsku przebrana i człowiek zamówiony do spełnienia zbrodni.
Powóz potoczył się szybko w stronę Neuilly, konie biegły jak szalone.
Zatrzymano się w pobliżu mostu. Dwaj mężczyzni wysiedli z dorożki, trzeci zsunął się z kozła, chyłkiem podążał za niemi. Tak doszli do środka mostu.
Tu Czwartek przerwał opowiadanie.
— A więc na środku mostu zabito tego człowieka i dziecko? zawołała Berta, chwytając chciwie każde słowo opowiadającego.
— Nie! dziecka nie zabito, odrzekł. Zamordowano tylko mężczyznę. Pchnięcie sztyletem w plecy, powaliło go na ziemię, poczem ciało zabitego wrzucono przez parapet w nurty Sekwany.
— A dziecko?
— Zbrodniarz zabrał je z sobą i uciekł.
— I ty widziałeś to wszystko? pytał z niedowierzaniem Ireneusz.