— Tak, trochę. Bo widzisz, i ja znam osobę do której możnaby też same litery zastosować, a mianowicie: „Książe Zostene, de la Tour-Ville-neuve:.“
— Tam do djabła! wykrzyknął zbity z tropu Jan Czwartek.
— Podobnych nazwisk wynaleść byłoby można bez liku, dodała Berta.
— Moim zdaniem, trzebaby było przedewszystkiem odnaleźć tę kobietę, a raczej pilnować tę, na którą mam podejrzenie.
— Masz pani słuszność, zawołał Jan. Gdy pochwyciwszy jedno, drugie samo się zdradza.
— Gdzie mieszka ta kobieta? zapytał Moulin.
— Na Berlińskiej ulicy, w pięknie urządzonym pałacyku.
— A jak się nazywa?
— Pani Dick-Thorn.
Dick-Thorn? powtórzył Ireneusz, przypominając sobie, że podróżna która przedstawiła ową pamiętną kopję listu, nosiła toż samo nazwisko.
— Zkąd ona przybyła? pytał dalej.
— Z Londynu.
— To ona, napewno!...
— Tak sądzisz? odrzekł Czwartek.
— Tak; lecz w każdym razie trzeba mieć dowody. Gdyby tak można...
— Cóż takiego? Tu przerwał.
— Gdyby co można, zagadnęła Berta.
— Przyszła mi pewna myśl do głowy. Później ją rozważymy. Teraz postarajmy się o list notarjusza.
— Nie tak łatwo go dostać jak się wydaje. Trzeba w takim razie wykupić jego rzeczy, które zastawił na pięćset franków.
— Jutro postaram się o taką kwotę. Następnie trzeba
Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/556
Ta strona została skorygowana.