Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/557

Ta strona została przepisana.

pilnować domu na Berliwskiej ulicy. Nie zaszkodziłoby także pójść podziękować naszemu adwokatowi panu Henrykowi de la Tour-Vaudieu.
— Do pałacu jego ojca?
— Ma się rozumieć.
— Myśl znakomita! zawołał Jan. Jeżeli w starym księciu poznam owego człowieka z Neuilly, to sprawa nasza wygrana. Odkryjemy dla siebie żyłę złotodajną.
— Którą potrafimy eksploatować, dodała znacząco Berta.
— Coraz bardziej podoba mi się ta mała! wykrzyknął z radością Jan.
Ireneusz obawiając się jakich czułych wynurzeń ze strony rzezimieszka:
— Ale to czas nam do domu... zawołał. Trzeba się nam umówić na jutrzejsze spotkanie.
— Chętnie, lecz chciałbym cię jeszcze o coś prosić.
— Jestem na twoje rozkazy. O co chodzi?
— O małą pożyczkę pieniędzy. Jutro się przeprowadzam, a moja portmonetka już świeci pustkami.
Moulin wyjął z pugilaresu banknot, a podając go Janowi:
— Oto sto franków, rzekł, ale zastrzegam, abym cię nie zobaczył pijanym. Sprawa do której się zabieramy, potrzebuje wiele trzeźwości i rozwagi.
— Przysięgam że niezobaczysz mnie w podochoconym stanie.
— Liczę na ciebie.
— Przekonasz się o tem.
— O której godzinie będziesz się wyprowadzał?
— O siódmej rano.
— Gdzież się spotkamy?
— W dawnym moim mieszkaniu, przy ulicy Vinaigries.