Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/56

Ta strona została przepisana.

— Spodziewasz się pan sukcesji? zagadnął śmiejąc się Loupiat.
— Zdaje się to panu być dziwnem, a jednak jest prawdziwem. Moje wzbogacenie się zależy od bardzo drobnej rzeczy... Potrzeba mi tylko znaleźć a raczej odnaleść kobietę, nic więcej.
Ireneusz teraz słuch natężył.
— Kobietę... której niewidziałem od lat dwudziestu; tak moi przyjaciele, jest to najczystszą prawdą!
— Od lat dwudziestu?! — zawołał Moulin, coraz mocniej zdumiony.
Tak; jak to już miałem honor powiedzieć. Ale cóż pan znajdujesz w tem tak niezwykłego?
— Dziwna łączność położenia pomiędzy nami dwoma zaiste!
— Jakto? miałżebyś pan kogoś także poszukiwać?
— Naturalnie.
— Również kobiety?
— Tak; której ślady straciłem od lat wielu.
— Ha! ha! — to dziwne, w rzeczy samej. Wszak niema dowodu, ażeby nią miała być toż sama, której ja poszukuję?
— Jak nazywa się osoba, której pan szukasz? zapytał Moulin.
— Dla czego?
— Niepodobna mi na to odpowiedzieć.
— Ponieważ nie znam zupełnie jej nazwiska.
— Żartujesz pan!...
— Bynajmniej. Mówię zupełną prawdę. Dla odnalezienia wspomnianej osobistości, potrzeba abym ją spotkał i poznał. A! byłaby to długa historja do opowiadania, cała historja rodzinna... a pan wiesz, że dzieje tego rodzaju bywają chowane pod pieczęcią tajemnicy. Zostawić je najlepiej dla siebie. A zatem nic już więcej nie powiem.