Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/569

Ta strona została przepisana.

— Dobrze.
Tu Ireneusz puścił się spiesznie ku stacji dorożek na Londyńskiej ulicy, gdzie wskoczył do jednej z nich wołając:
— Na plac Królewski numer 24, co koń wyskoczy. Dziesięć sous na piwo!
Jan Czwartek patrzył zdumiony za oddalającym się towarzyszem, zapytując siebie.
— Co on chce zrobić ze szpargałami tego Laurenta?
W tem nagle myśl jakaś zabłysła mu w głowie, bo uderzył się w czoło poszeptując:
— Ha! wiem!... To sprytny djabeł. Prawdziwe jest szczęście mieć takiego wspólnika. I przeszedł na drugą stronę ulicy spoglądając bacznie na drzwi sklepu, gdzie przez szyby widział rozmawiającego jeszcze kamerdynera z właścicielem sklepu.
Upłynął kwadrans. Jan Czwartek zaczął się niecierpliwić, gdy właśnie Laurent podawszy rękę właścicielowi winiarni, skierował się do wyjścia.

XXX.

— Otóż właśnie pora aby go doścignąć, pomyślał Jan, i upatrzyć stosowną chwilę do wyciągnięcia pigilaresu.
Laurent wyszedłszy z winiarni, minął rzezimieszka, który wyszepnął:
— Ba! lecz nie teraz... Nie można nic zrobić w tej chwili. Tu schylił się jak gdyby chcąc zawiązać sznurek u kamasza i odwrócił się tyłem do Laurenta, który go minął nie zwróciwszy nań uwagi.
Jan Czwartek zaczekał chwilę, potem się podniósł i szedł za nim. Kamerdyner zawrócił na Amsterdamską