Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/578

Ta strona została przepisana.

— Tak panie doktorze.
— Cóż-takiego?
— Przysłano nam chorą, z rozkazem prefektury, trzymania jej w odosobnieniu i tajemnicy...
— Warjatkę?
— Nie zdaje mi się... Od chwili przybycia, zachowuje się całkiem spokojnie. Nigdy jeszcze niewidziałem podobnie spokojnej obłąkanej.
— Młoda czy stara?
— W średnim wieku... ale jeszcze bardzo piękna. Ma minę wielkiej pani.
— Do jakiej sfery społecznej zdaje się należyć?
— Niewiem... Ubrana bardzo bogato. Czy pan od niej rozpoczniesz wizyty?
— Nie; — pójdę do niej na ostatku.
Oddział Edmunda Loriot, zawierał około dwudziestu Numerów, z których dwanaście tylko było zajętych. Przegląd tych cel, gdyby doktór był mniej sumienny, nie zajął by mu więcej czasu nad kilkanaście minut, lecz Edmund Loriot pojmujący całą doniosłość przyjętego obowiązku, nie traktował go lekko, ale studjował wszystko, zdawał sobie sprawę z najdrobniejszych szczegółów, pragnąc dojść do ważnych odkryć, jakieby mu pozwoliły uleczyć chorych uznanych za nieuleczalnych.
Dla większej części tych nieszczęśliwych oddanym jego staraniom, nie było nadziei uzdrowienia, nie mógł się łudzić co do tego. Stan szczegółowy kilku jednakże zostawiał niejaką nadzieję i ci to właśnie byli przedmiotem jego starań i najtroskliwszej opieki.
Odwiedzanie chorych, zabrało mu blisko godzinę czasu, poczem udał się do „Nowej chorej“ jak ją nazywał posługacz zakładu.
Loriot wszedł do jej pokoju.
Estera leżała jeszcze w łóżku, ale już nie spała. Gło-