Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/580

Ta strona została przepisana.

Posługacze poglądali na siebie z podziwieniem, jak gdyby chcieli powiedzieć:
— Bądź co bądź, zmusił ją do mówienia. — Chociaż tak młody, umie sobie z choremi poradzić.
— Edmund ująwszy obie ręce obłąkanej i wpatrując się w nią swem stanowczem wejrzeniem, któremu warjaci tak łatwo ulegają, zawołał nakazująco:
— Odpowiadaj mi!... Ja chcę tego!...
Chora odwróciła oczy do błyszczącego wzroku doktora.
Przez kilka chwil jeszcze usiłował nad nią zapanować, ale nadaremnie.
— Podać mi notatkę! — zawołał na posługacza.
— Oto jest panie... rzekł tenże podając papier żądany.
Edmund rzucił nań wzrokiem.
Na karcie nie było żadnego objaśnienia. Wypisano tylko nazwisko i imię obłąkanej, a w kolumnie przeznaczonej na osobiste uwagi nic nie było prócz liter: O. S. P. P.

XXXII.

— To dziwne! — pomyślał Loriot. Ani jednego słowa objaśnienia, ani jednej uwagi! — Kto jest ta kobieta, i jaki dramat ukrywa się pod jej obłąkaniem?
W jednej z wydanych przez nas powieści noszącej tytuł: „Doktór obłąkanych“ wyprowadziliśmy na jaw przerażające tajemnice i straszliwe sceny, których częstokroć „Domy obłąkanych“ bywają widownią i grobem.
Młody doktór dobrze o tem wiedział, i tajemniczy ów pozór obecnie zdawał mu się ukrywać jakiś nieznany a straszliwy dramat.
— Nie udzielono panu żadnych objaśnień, przywożąc tu tę kobietę? Zapytał studenta obecnego na wizycie.