Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/59

Ta strona została przepisana.

Po prawej leżały wielkie odłamy kamieni kredowej białości, oczekując na młotek kamieniarza. Po lewej znajdowała się szopa.
— Aby w mej tylko nie było nikogo... wyszepnął, trzeba się o tem upewnić.
— Przekradł się między kamiennemi płytami, ukrywając w cieniu, ażeby nie być widzianym poczem wślizgnął się cicho w głąb szopy.
Pod owym lekkim, dorywczo postawionym budynkiem, znajdowały się kupy desek, żerdzie, drabiny, wory na śmiecie, liny do wiązania rusztowań, i narzędzia robotnicze różnego rodzaju, jak: łopaty, rygle, drągi, lewary, obcęgi i tym podobne.
Jan Czwartek przejrzawszy szybko to wszystko i przetrząsnąwszy kąty, aby się upewnić, że w szopie niema nikogo, wyszedł uspokojony, zwracając się w stronę muru, zamykającego pałacowy dziedziniec.
Okna od tej strony nie były zaopatrzone ani okiennicami ani roletami. Żadne z nich nie było oświetlone.
— Sprawa nie będzie trudną rzekł sobie, ale mur nieco za wysoki jak na moje zdolności gimnastyczne, zresztą znalazłszy się po za tem, nie mógłbym może wejść, napowrót, i został bym schwytany jak szczur w pułapkę. Szczęściem, że mam pod ręką drabiny.
To mówiąc wszedł do szopy.
Wybrał z pomiędzy kilku drabin, murarską najkrótszą, najlżejszą, zarzucił ją na ramię, i wracał wzdłuż muru, o który oparł ją cicho.
Za nim wszedł na pierwszy szczebel drabiny wsunął rękę do kieszeni chcąc się upewnić, czy nie zgubił szklarskiego djamentu, dłuta i noża oraz innych narzędzi, jakie mogły mu służyć do użytku w razie konieczności to jest, gdyby która z kobiet przebudziwszy się, zaczęła przyzywać