Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/593

Ta strona została przepisana.

staje się od razu poważnym, a przecież ożenisz się niezadługo?
Edmund zbladł, posłyszawszy te słowa.
— Ożenić się? — zawołał, mnie?... Nigdy!...
Henryk spojrzał na niego zdumiony.
— Jakto... nigdy? — odrzekł. Wiem że miałeś inne zamiary. Mówiłeś o ożenieniu się w sposób zupełnie inny.
— Ha! człowiek zmienia zapytrywania, i ja moje zmieniłem, rzekł głucho Edmund.
— Boże! zawołał żywo Henryk, widząc smutek przyjaciela, czyż ja nie zraniłem przypadkiem twojego serca?... Nie obudziłem w nim jakich bolesnych myśli? Żałuję tego mocno, mówił adwokat. Zgrzeszyłem przez nieświadomość. Przebacz mi, przebacz!
— Nie żądaj przebaczenia przyjacielu, bo nie zawiniłeś wcale, odparł smutno Loriot. Jeżeli twoje słowa wywołały chwilowo mą boleść, to ona już przeszła. Jestem zresztą nierozsądny, bo niechcę się wyleczyć. Przyjmuję cierpienia i trwam w nich, sprawione mi przez tę, którą kocham, którą zawsze będę kochał, pomimo tego, co nastąpiło.
— Cóż więc takiego się stało?
— Rzecz bardzo smutna!...
— Kochałeś... byłeś kochanym...
— Tak sądziłem przynajmniej...
— Któż więc zerwał to wszystko?
— „Ona!“ Tu Edmund zerwał się z krzesła, ujął obie ręce Henryka i uścisnął je z serdecznem wzruszeniem mówiąc dalej:
— Ach! gdyby to tylko!... byłaby przynajmniej jakaś pociecha w mojej rozpaczy, ale przeciwnie!... Ona dała mi do zrozumienia, że w zamian za serce które jej oddałem,