Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/597

Ta strona została przepisana.

zresztą, nieufność wkradła się do twojego serca, trzeba się było dowiedzieć do kogo Berta jeździła wśród nocy?
— Dowiadywałem się właśnie...
— I cóż?
— Poszedłem nazajutrz rano na Plac Królewski i zapytywałem...
— Kogo?
— Odźwierną, tego domu. Nie mogłem pytać kogo innego.
— I cóż ci powiedziała?
— Że w przed dzień wieczorem niewidziała żadnej młodej osoby wchodzącej tamże. Wymieniłem jej na wypadek nazwisko Monestier. Odźwierna odpowiedziała mi, że zna to nazwisko, i że pewien młody człowiek, jeden z jej lokatorów zapytywał ją o nie. Wszak to wystarczające?
— Niezupełnie, jak sądzisz. Widziałeś tego człowieka?
— Nie widziałem go.
— Dla czego?
— Ponieważ siedział w więzieniu.
— W więzieniu? — zawołał Henryk. Ależ w takim razie niemógł, rzecz prosta przyjmować u siebie panny Monestier?
— Naturalnie; odparł Edmund, ale widocznie znał Bertę i zapewne użyczył swego mieszkania któremu z przyjaciół, ażeby tenże mógł się z nią widywać.
— Zwykła logika zakochanych!... odrzekł młody adwokat. Wybacz mój drogi, ale twoje dowodzenie niema żadnej podstawy.
— Przekonaj mnie więc że się mylę!...
— Z czasem dowiodę ci tego, mam nadzieję. Mówisz I więc, że się to działo na placu Królewskim? zapytał Henryk po chwili milczenia.
— Tak.