Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/624

Ta strona została przepisana.

— Zdaje się że Paryżanka, odrzekł, ale nie jestem tego pewien.
— Odwiedza ją też rodzina? badała dalej Klaudja, której przyszła na myśl Estera Dérieux.
— Niewiem tego; wyjąknął młody doktór, widocznie zakłopotany jej pytaniami. Niewiem co się dzieje w szpitalu po za godziną mojej wizyty. Nazwiska obłąkanych, będących dla nas przedmiotem studjów i starań, częstokroć bywają nam nieznane.
Klaudja była nazbyt przebiegło, aby nie spostrzedz, ze więcej się nie dowie. Jej dalsze wypytywania mogłyby wzbudzić nieufność w doktorze. Przerwała więc bezuzyteczne badania.
— Powiedziałeś mi pan, wyrzekła, to o czem wiedzieć chciałam i dziękuję za to najszczerzej. Być może, iż przedstawię panu kiedyś osobę o której wspomniałam, jeżeli jej rodzina zdecyduje się przedsięwziąć dla niej kurację.
— Racz pani tylko o tem pamiętać, ze nic poczynać nie można, dopóki się nie wie co było powodem obłąkania.
— Niezapomnę i powtórzę panu wszystko o czem się dowiem.
Przerwano rozmowę. Edmund podniósł się z krzesła.
— Żegnam panią... rzekł.
— Do jutra, odpowiedziała Klaudja, podając mu rękę. Jest stanowczymi... pomyślała po jego odejściu, przyda mi się, gdybym go potrzebowała.


∗             ∗

Ireneusz Moulin jak wiemy, wyszedł zadowolony z domu przy Berlińskiej ulicy. Dopędził Jana Czwartka oczekującego nań na rogu Clichy.
— Hę? cóż... dobrze idzie? zawołał stary rzezimieszek, ujrzawszy rozpromienioną twarz wchodzącego.