Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/625

Ta strona została przepisana.

— Jak nie można lepiej!
— Dostałeś się do jej domu?
— Jestem przyjęty za kamerdynera i intendenta.
— A odkąd obejmujesz te obowiązki?
— Z dniem jutrzejszym, od dziesiątej rano.
— Dostałeś zadatek?
— Dostałem jako zaliczkę trzy luidory, które ci daję dla napełnienia twej portmonetki.
Jan Czwartek wsunął je radośnie do kieszeni pomrukując:
— Jeżeli ona jest tą damą z mostu de Neuilly, trzeba od niej będzie więcej wydobyć, niech płaci!
— Zapewne, odrzekł Ireneusz, ale nieprzyspieszajmy biegu sprawy, a zajmiemy się naszemi interesami.
— Jakiemi interesami?
— Przedewszytkiem trzeba odesłać sto franków Laurentowi!
— Koniecznie? zapytał Jan Czwartek, wzdychając.
— Wytłumaczyłem ci już przecie dla czego ten zwrot pieniędzy uważam za niezbędny. Pójdziesz potem odnieść pugilares do knajpy na Amsterdamską ulicę, gdzie rozważywszy wszystko, niechcę ażeby mnie widziano.
Tu obaj wstąpili do kawiarni, gdzie Moulin napisał karteczkę i takową wsunął w kopertę zaadresowawszy: „Do pana Laurent, ulica Zamkowa w Vincennes.“
— Powiedz że ten pugilares znalazłeś na ulicy, rzeki do Jana Czwartka, podając mu takowy. Wymyśl jaką historję.
— To będzie łatwe. Czy się dziś jeszcze zobaczymy?
— Nie; ale musimy obrać miejsce schadzek, gdzie byśmy się widywać mogli. Przechadzaj się co rano na rogu ulicy Clichy w tem samem miejscu gdzie cię dziś spotkałem. Będę przychodził do ciebie i zdawał ci sprawozdania. Ale