nie opuść ani jednego dnia, bo mógłbyś nie przyjść natenczas właśnie, kiedy byłbyś mi potrzebnym.
— Nie obawiaj się! — Co rano o ósmej będę na posterunku, ale w biały dzień to zbyt widoczne, czyby nie lepiej było spotkać się nam wieczorem?
— Wieczorem nie codzień będę mógł być wolnym. Skoro jednak będę mógł Wyjść, przyjdę do ojca Loupiat pod „Srebrnego Kruka.“
— Zastaniesz mnie tam napewno.
— Być może iż ci powiem, coś kiedy co będziesz musiał zaraz powtórzyć pannie Monestier, która nam pomoc swoją przyrzekła.
— Zaciekawiasz mnie wielce... Powiedz jaki jest twój zamiar?
— Mój plan będzie się zmieniał stosownie do okoliczności, odrzekł Ireneusz. Obecnie to powiem ci tylko, że wkrótce dowiemy się czy pani Dick-Thorn i twoja nieznajoma z mostu de Neuilly są jedną i tą samą osobą, o czem wątpię trochę.
— Co? wątpisz...
— Tak, ale przecie pomylić się mogę, tak samo jak i ty pomylić się mogłeś. Zresztą powtarzam ci, wkrótce dowiemy się o tem. A teraz do widzenia.
— Do jutra! rzekł Czwartek. I rozeszli się z sobą.
Jan poszedł do szynku przy Amsterdamskiej ulicy.
— Panie! zapytał właściciela, wszak pan znasz niejakiego Franciszka Ląurent?
— Znam go, jest to kamerdyner poszukujący obowiązku, był u mnie przed kilkoma godzinami.