Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/627

Ta strona została przepisana.

— Znajdowałem się tu natenczas właśnie z jednym z moich przyjaciół, i oddaję panu to co jest tamtego własnością. Tu Czwartek podał pugilares zdziwionemu właścicielowi zakładu, który go prosił o wyjaśnienie tej kwestyi.
— Rzecz nader prosta, odparł rzezimieszek. Byłem na banhofie przy ulicy Saint-Lazare. Jakiś jegomość idący przedemną upuścił pugilares. Podniósłszy jego zgubę, zacząłem wołać na niego, lecz on niesłysząc, pobiegł dalej i zniknął mi z oczu. Wtedy przypomniałem sobie że go tu widziałem gdy z panem rozmawiał. Przychodzę więc, ażeby zwrócić mu jego własność.
— Bardzo dziękuję!... Zawiadomię natychmiast Laurenta. A można panu służyć kufelkiem piwa?
— Tego się nigdy nie odmawia.
Wypiwszy piwo, Jan Czwartek poszedł do Belleville. Idąc myślał sobie:
— Ten Ireneusz to mądra sztuczka. Trzeba mu tylko zostawić swobodę do działania. Co mi to szkodzi? Mam pieniądze, jem, piję, spaceruję, on pracuje za wszystkich, i wykopie skarb dla mnie i dla siebie. To wspólnik do pioruna, który mnie nie pokrzywdzi!...
Moulin oddawszy list na pocztę, poszedł na ulicę Notre-Dame des Champs. Było już późno gdy zadzwonił do Berty. Biedna dziewczyna niewidziała go od wczorajszego wieczora. Niepokój ogarniał ją i w miarę jak czas upływał, coraz cięższy smutek przytłaczał jej duszę.
Przeczuwała jakiś nowy wypadek, lękała się zaaresztowania Ireneusza.
Wiedząc że Moulin miał pomagać przy przeprowadzeniu Czwartkowi, mówiła sobie że powinien nadejść lada chwilę, lecz niewiedziała jak sobie wytłumaczyć że jej przyjaciel nie przyszedł na śniadanie.
Przygotowując skromny obiad, układała w myślach