Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/628

Ta strona została przepisana.

wypadki, jakie w rozgorączkowanej jej wyobraźni przybierały zastraszające rozmiary.
Skoro nareszcie mechanik zadzwonił, Berta ze drżeniem poszła mu otworzyć.
W świetnem ubraniu marszałka dworu, w białym krawacie, z długiemi faworytami, Ireneusz zmienił się do niepoznania.
Berta niepoznawszy go, sądziła że ma przed sobą jakiegoś urzędnika, i przestrach jej się jeszcze powiększył.
Nowo przybyły uspokoił ją natychmiast.
— Jakto? zawołał z uśmiechem, a więc moja przemiana jest tak doskonałą, że nawet pani niepoznałaś swego najlepszego przyjaciela?
— Pan to więc jesteś? wyjąknęła czerwieniąc się dziewczę. Ach! jakżeś mnie pan przestraszył!...
— Czem takim drogie dziecię? zapytał wchodząc mechanik.
— Zobaczywszy pana a niepoznawszy go, byłam pewną, że to ktoś obcy przychodzi z jaką złą wiadomością dotyczącą, pana!...
— Lecz cóż by mnie mogło spotkać tak złego? odparł Ireneusz. O ile się zdaje żadne niebezpieczeństwo nateraz mi nie zagraża.
— Niezapominaj pan o swoich ukrytych nieprzyjaciołach, odrzekła smutno Berta; przypomni sobie owych dwóch ludzi, którzy się wsunęli do pańskiego mieszkania, ażeby wykraść list, a w jego miejsce włożyć w kopertę ten papier, któryby był zgubił pana bezpowrotnie, gdyby się dostał w ręce sędziów.
— To prawda!... wyszepnął Moulin.
— Od wczoraj, po dowiedzeniu się od pana o tym nędzniku Janie Czwartku, którym zmuszeni jesteśmy się posługiwać, myślałam i zastanawiałam się wiele... Jakiż cel mieli ci ludzie, którzy przyszli do pańskiego mieszkania,