Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/629

Ta strona została przepisana.

ażeby ukraść ten list, a nie tknęli złota leżącego obok listu?
— Nie byli to napewno zwyczajni złodzieje.
— Czegóż więc chcieli?
— Zniszczyć dowód zbrodni popełnionej niegdyś przez nich, to widoczne.
Obeność ich na placu Królewskim dowodzi, że oni to byli sprawcami pańskiego uwięzienia. Zostałeś pan ocalonym od ich zamachu, ale można być pewnym, że za wygranę nie dali. Siedzą pana na każdym kroku, ażeby cię zgubić, a bez ratunku tym razem, a jeśli się sposobność nie zdarzy, sami ją sprowadzą. Wiesz pan teraz dla czego się obawiam... drżę cała...
— Przesadzasz pani, odrzekł mechanik.
— Przesadzam? — nie panie. Wszak i ja wołałabym być spokojną. Obawiam się z ich strony zasadzek, jakie nam niedadzą dojść do celu. Przekonaj mnie pan, że się mylę, a uspokoję się natychmiast.
— Wierzę temu że ów nadzór o którym pani mówisz był rozciągnięty nademną rzeczywiście, odparł mechanik. Tak, jeden ze wspólników zbrodni popełnionej przed laty, wiedział że przybywam do Paryża, że jestem w posiadaniu kompromitującego go listu. Znalazł więc sposób zniszczenia tegoż. Cel jego osiągnięty... Po cóżby miał się mną jeszcze zajmować?
— Bo jesteś pan dla niego niebezpiecznym, i on wie o tem.
— Jeżeli tak, przyjmuję walkę.
— Ten człowiek będzie silniejszym od pana, bo zajmuje on pewnie wysokie stanowisko.
— A zatem pani wierzysz w dokładność opowiadania Jana Czwartka?
— Wierzę w to, że on się nie myli oskarżając księcia