Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/63

Ta strona została przepisana.

— Ha! W tych szufladach, chowają srebro zapewne, — rzekł, spoglądając na kredens. W ostatnim razie możnaby i tem się zadowolnić, obecnie jednak potrzebuję banknotów. Gdzie ich szukać? Zapewne nie tu; ponieważ Szpagat mówił, że owa dama otwierała torbę podróżną w pokoju na pierwszem piętrze. Lecz gdzie u czarta odnaleść tu wschody?
Spoglądając na prawo i lewo, dostrzegł troje drzwi podwójnych. Otworzył pierwsze lepsze, i ujrzał sień przed sobą, zamkniętą szklannemi drzwiami. W głębi tej sieni znajdowały się wschody pokryte kobiercem purpurowym.
— Otóż są nareszcie! wymruknął z cicha; trzeba iść na górę zrobić mały przegląd. I zaczął wchodzić po stopniach z wielką ostrożnością.
Dosięgnąwszy pierwszego piętra, ujrzał kilkoro drzwi przed sobą. Tak jak na parterze trzeba mu było w wyborze udać się na los szczęścia!
Ujął już ręką za klamkę pierwszych lepszych, nagle zatrzymał się drżący, przysłuchując.
Lekki szmer dobiegł z pokoju.
Łotr niezmieszany tem, wydobył nóż z kieszeni, otworzył go, i wsparłszy czoło na futrynie, nasłuchiwał.
Szelest nie ponowił się więcej.
— Zdawało mi się... wyszepnął, i wziąwszy sztylet w zęby, podważył zasuwkę.
Drzwi otworzyły się cicho, dając wolne wejście do saloniku, gdzie ubiegłego dnia rano pani Dick-Thorn zawieszała obrazy nadeszłe z Londynu. Salonik ten, jak sobie przypominamy, przylegał do buduaru, w którym tegoż rana schowała w biurku swoje rodzinne papiery i pęki banknotów, stanowiące resztki jej pozostałego majątku.
Tenże buduar oddzielał salon od sypialni, do których drzwi były zamknięte.