Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/631

Ta strona została przepisana.

W rzeczy samej Moulin nie był ani pospolitym przyjacielem, ani też zwykłym wspólnikiem. Poświęcał się duszą i ciałem dla dzieła jakie przedsięwziął, tak jak gdyby był synem Pawła Leroyer, zabitego męczennika.
— A teraz co pan zamierza uczynić? zapytała Berta.
— Czekać sposobności działając.
— Cóż pan sądzisz o tej kobiecie?
— Dotąd nic jeszcze, ale będę ją miał ściśle na uwadze i wkrótce wytworzę sobie o niej zdanie. Bądź pani gotową na wszelki wypadek. Jan Czwartek będzie pani dostarczać wiadomości odemnie jeżeli jakie będą.
— A mogę mu zaufać?
— Tak sądzę. On mniema że jego interes jest wspólny z naszym, zresztą niepodobna nam wynaleść innego pomocnika. Ale — zapomniałem powiedzieć pani o czemś co mnie niesłychanie zadziwiło.
— Cóż takiego?
— Syn księcia de la Tour-Vandieu zna panią Dick-Thorn, i bywa u niej.
— Ten młody adwokat, który tak zręcznie pana bronił?
— Ten sam.
— Boże! ileż tu tajemnic? wyszepnęła Berta.
— Prawda że to wszystko zaciemnione jak atrament w butelce, lecz może się uda nareszcie dojrzeć coś w tych ciemnościach.
— Czy też pan pomyślałeś o tej obłąkanej, która mieszka w tymże samym z nim domu?
— Pójdę do niej dziś wieczorem. Zjedzmy jaknajprędzej obiad, a potem pobiegnę na plac Królewski zająć się przygotowaniami niezbędnemi, skoro mam jutro rano objąć obowiązki u pani Dick-Thorn.