Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/632

Ta strona została przepisana.
V.

— Obiad trwał krótko.
Około ósmej wieczorem, Ireneusz wyszedł od Berty i udał się do swego mieszkania. Idąc myślał po nad tem co słyszał od panny Leroyer, a przyznając iż jakiś nieznany mu wróg szpieguje go bezustannie, postanowił zmylić jego tropy.
Przyszedłszy na plac Królewski, wstąpił, do odźwiernej, która rzecz naturalna wcale go niepoznała.
— Jakto... to pan jesteś, panie Ireneusz? zawołała gdy jej powiedział swoje nazwisko. A toś się pan zmienił do niepoznania!... Czarne galowe ubranie, biały krawat... faworyty... jak u garsona w cukierni. Zostałeś pan notarjuszem, czy co u licha?
— Nie pani Bijou! odrzekł śmiejąc się mechanik.
— To chyba pan wracasz z jakiego wesela?
— I to nie!... Zostałem mianowany inspektorem warsztatów w fabryce żelaznej.
— Miejsce dobre przynajmniej?
— Doskonale! ale trzeba mieć powagę, będzie poszanowanie u podwładnych, to też jak pani widzisz.
— Prawda, że pan wyglądasz wspaniale!
— Fabryka jest na prowincyi, więc się zabieram do wyjazdu.
— Odjeżdżasz pan? ale chyba nie nazawsze?
— O! nie... na pewien czas tylko.
— To dobrze! Lubię takich jak pan lokatorów.
— I ja nawzajem lubię takie jak pani odźwierne. Jutro o ósmej rano wyjeżdżam koleją.
— Daleko pan jedziesz?
— Do Burgundyi.