Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/633

Ta strona została przepisana.

— Ojczyzna dobrego wina. A jak prędko pan powrócisz?
— Być może za dwa tygodnie... za trzy lub cztery może, niewiem jak mi wypadnie. Ale... mam zostawić pani kilka poleceń...
— Możesz pan być pewnym, że będą sumiennie wykonane.
— Jeżeliby nadeszły jakie listy do mnie, proszę je schować starannie.
— Dobrze; zamknę je na klucz w szafie wraz z mojemi pieniędzmi i zegarkiem.
— Gdyby kto przyszedł tu do mnie, powiedz mu pani żem w podroży.
— Ma się rozumieć że inaczej niepowiem.
— I że pani niewiesz kiedy powrócę.
— Cóż więcej?
— Nic już. Proszę to przyjąć odemnie jako podziękowanie. Tu wsunął luidora w rękę odźwiernej i zwrócił się do odejścia, lecz w drodze zatrzymał się jeszcze zapytując:
— Czy wciąż tu mieszka ta obłąkana na pierwszym piętrze?
Odźwierna okazała zakłopotanie, a po chwili wachania:
— Nie... już tu jej niema, odpowiedziała.
— Niema jej? powtórzył mechanik, tą wiadomością ogłuszony.
— Można by sądzić że ta wieść jest dla pana nieprzyjemną? odrzekła, wpatrując się w niego odźwierna.
— A cóż mnie to może obchodzić? zawołał Moulin, odzyskując krew zimną. Przypomniałem ją sobie przypadkowo. Raz jeden ją tylko widziałem i zauważyłem, że miała bardzo łagodny wyraz twarzy.
— Nie można temu ufać, odparła kobieta. Takie wariatki to djabelnie chytre stworzenia. Ta właśnie omal nie