Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/637

Ta strona została przepisana.

zabawy. Miała ona mieć miejsce w następującym tygodniu; i już mniemany Laurent zajmował się przygotowaniami, robił układy z tapicerami, cukiernikami i ogrodnikami.
Codziennie wysełano listy zapraszające. Żaden z nich niebył oddanym na pocztę, dopóki nieprzeszedł przez ręce Moulina’a, który wpisywał sam nazwiska zaproszonych z notatek danych sobie przez Klaudję.
W chwili gdy wstępujemy do pałacyku przy Berlińkiej ulicy, była kurtyzana siedziała przed swoim biureczkiem w małym saloniku przytykającym do jej sypialni. Pisała adresy na kilkudziesięciu kopertach.
Oliwja z teczką opartą na kolanach, pomagała matce w tem zajęciu.
— Skończyłaś już mamo? zapytała.
— Nie jeszcze, lecz niezadługo ukończę. Już tylko trzy nazwiska pozostały mi do odpisania.
— Czy dasz mi mamo dziś drugą listę?
— Nie; skończymy ją jutro.
— Dla czego nie dziś?
— Bo musimy wyjechać na miasto. Czyś zapomniała że trzeba być w magazynie dla przymierzenia twoich sukien?
— To prawda!... zapomniałam.
— Niema w tobie jak widzę, ani odrobiny zalotności.
— Czy to źle mamo?
— Zapewne! Młoda panienka powinna starać się podobać, powinna myśleć o balowych toaletach.
— Ty za mnie o tem wyślisz mamo...
— Rzeczywiście, odparła z uśmiechem Klaudja, pragnę ażebyś była tak piękną, zachwycającą, żeby ciebie jedną tylko uwielbiano!...
— I na co to... dla czego?
— Niebyłabyś chyba kobietą, gdybyś błyszczeć niepragnęła.
— Pragnę tylko jednej rzeczy... być zawsze z tobą!