Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/639

Ta strona została przepisana.

— Młody, i bardzo bogaty.
— Ale czy ładny? pytała niespokojnie Oliwja.
— Śliczny i miły pod każdym względem, jestem pewną że ci się spodoba; odparła z uśmiechem pani Dick-Thorn.
— Ale czy ja się jemu spodobam?
— Czyżby być mogło inaczej? Zresztą gdyby to o czem marzyłam ziścić się niemogło, trafi się co innego. Już czas się ubierać, bo zaraz wyjeżdżamy.
Zaledwie wyszła Oliwja, Klaudja wzięła jeden z listów szepcąc z cicha:
— Tak!... ja niechcę go stracić!... On... Henryk de la Tour-Vandieu musi być mężem mojej córki.
Umoczywszy pióro w atramencie, mówiła dalej:
— Czas posłać zaproszenie Jerzemu, a dla zapewnienia się że przyjdzie, napiszę u spodu listu słów kilka, których wpływ będzie skuteczny.

I pod zwykłą formułą zaproszenia, dodała zmienionym pismem następne słowa:

„Pani Dick-Thorn nie wątpi że książę Jerzy de la Tour-Vandieu zechce ją odwiedzić, ponieważ pragnie mu ona udzielić pewnych objaśnień dotyczących przyszłego małżeństwa jego przybranego syna z panną Izabelą de Lilliers.“

Napisawszy te słowa i podkreśliwszy je dwukrotnie dla lepszego zwrócenia uwagi, Klaudja odczytała je raz jeszcze.
— Co on pomyśli? pytała siebie z uśmiechem. Będzie mocno zdumiony. Bo zkądby mógł zgadnąć że Kladja Varni i pani Dick-Thorn są jedną i tąż samą osobą. Wyobrażam sobie jego osłupienie, gdy spotka się ze mną!... Będę na niego oczekiwała odważnie.
Złożywszy list, wsunęła go w kopertę i zaadresowała.