Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/640

Ta strona została przepisana.

— A teraz napiszemy drugi do syna, wyrzekła.
I wziąwszy kartę zapraszającą, zaadresowała:
„Do margrabiego Henryka de la Tour-Vandieu, adwokata?“
Ukończywszy tę czynność, zadzwoniła.
— Przyślij mi Laureata, rzekła do lokaja ukazującego się w progu.
Za chwilę wszedł Ireneusz.
— Co pani rozkaże? zapytał.
— Oto listy zapraszające, które trzeba porozsełać jaknajprędzej, odpowiedziała.
— Czy mam je przesłać pocztą?
— Tak, prócz tych, jakie mają gwiazdkę na lewym rogu koperty. To mają być odniesione przez służącego.
— Dobrze pani.
— Przygotowania do balu postępują?
— Może być pani spokojną, wszystko będzie na czas gotowem.
— Czy pomyślałeś o wynajęciu lokajów?
— Mam już zamówionych.
— Ilu?
— Ośmiu.
— Są to aby pewni ludzie?
— Zaręczono mi za ich uczciwość i znajomość służby.
— Cóżeś przedsięwziął w sprawie tej niespodzianki, jaka ma się odbyć w połowie balu?
— Aktorzy z Teatru Gymnase odegrają Wodewil we trzy osoby. Zamówiłem Teresę Berthelliera i braci Ljonnetów. Będą śpiewać najzabawniejsze piosenki ze swojego repertuaru. Żywe obrazy są bardzo teraz w modzie. Gdyby pani sobie życzyła, mógłbym się porozumieć z trupą jaka daje przedstawienia w najpierwszych salonach.
— Daję ci na to zupełne pełnomocnictwo. Czuwaj