tylko, ażeby w tych piosenkach niebyło nic dwuznacznego, i aby żywe obrazy były przyzwoitemi.
— Może mi pani zaufać. Wszystko urządzonem będzie według zasad czystej moralności.
— A Teatrzyk?
— Maleńki, i bardzo ładny.
— Pamiętałeś o fortepianie do akompaniowania?
— Berthellier mi go dostarczy.
— Widzę że o niczem niezapominasz i dziękuję ci za to. Zajmij się teraz wysełką listów.
Ireneusz Moulin wyszedłszy z salonu zajął się rozgatunkowaniem listów, jakie należało przesłać przez służącego. Nazwisko Henryka de la Tour-Vandieu nakreślone na adresie, zwróciło jego uwagę.
— Oto zawiłość jakiej nieprzewidziałem, wyszepnął. Mój adwokat tu będzie. Gdyby mnie poznał, zadziwił się naturalnie, i zacznie mnie badać. Ale nie trwóżmy się przed czasem. Twarz obecnego Laurenta w niczem nie jest podobną do twarzy mechanika. Nikt mnie nie poznał w tem przebraniu z temi faworytami, miejmy więc nadzieję że i pan Henryk nie zauważy mnie także.
I uspokojony, zajął się dalej rozdzielaniem listów.
Wziąwszy w rękę list zaadresowany do kięcia Jerzego de la Tour-Vandieu, zadrżał od stóp do głowy.
— Pani Dick-Thorn zaprasza księcia? zawołał. A więc go zna? — Co to znaczy? Mieliżby oni być wspólnikami z dawnych czasów?... Łatwo byłoby w takim razie wy-