Co noc przebrany szedł na ulicę Uniwersytecką, i wsuwał się do otaczającego pawilonu ogrodu, który łączył się podziemnym przejściem z pałacu książąt de la Tour-Vandieu. Tą tajemniczą drogą dostawał się do swego gabinetu dla odczytania listów leżących stosami na biurku.
Théfer jak wiemy, zdobył najzupełniejsze zaufanie starego księcia, którego stał się wspólnikiem: a działał według własnej woli. Książę Jerzy we wszystkiem zdawał się na niego, polecając mu tylko odszukać ślady Klaudyi Varni i rozciągnąć nadzór nad Bertą Leroyer i Ireneuszem Moulin.
Inspektor policyi wywiązywał się sumiennie z tego potrójnego zadania, i nie liczył się z pieniędzmi wydawanemi bez żadnych korzyści.
Było około godziny dziewiątej wieczorem.
Drobny, a przenikliwie zimny deszcz padał od południa. Théfer przetrzymany dłużej niż zwykle na służbie w prefekturze, otrzymał nakoniec zwolnienie.
Poszedłszy na ulicę Pot-de-fer. zadzwonił trzykrotnie, co było znakiem umówionym.
Książę kończący właśnie obiad, poszedł mu otworzyć.
— Nie spodziewałem się ciebie o tak spóźnionej godzinie, rzekł żywo.
— Wasza książęca mość niech raczy darować, niemogłem przyjść wcześniej.
— Masz mi do powiedzenia co nowego?
— Mam tylko złożyć sprawozdanie z mych działań osobistych i z czynności moich agentów, nic stanowczego nie przynoszę tym razem.
— Bądź co bądź, rad jestem że cię widzę, bo twoja obecność rozerwie mnie trochę. Siadaj... proszę.
Agent usiadłszy, wyjął z kieszeni pugilares.
— Jesteś na tropie Klaudyi Varni? pytał książę.
— Niestety, nie jeszcze. Możnaby sądzić, że ta kobieta nigdy nie istniała.
Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/643
Ta strona została skorygowana.