Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/646

Ta strona została przepisana.

zasnę, sen mój przerywają, okropne widziadła i budzę się drżący, oblany zimnym potem. Niczyje chyba życie nie jest nędzniejsze jak moje teraz!
— Niech książę raczy na zimno się zastanowić, a znikną wszelkie obawy.
— Zastanawiam się, a pomimo tego wzrasta obawa. Przestrach mój opiera się na ściśle logicznem rozumowaniu. Ireneusz Moulin powrócił z Londynu ze stałym zamiarem oczyszczenia pamięci swego dawnego opiekuna Pawła Leroyer. Usłyszałem to z własnych ust jego, a wyraz jego twarzy wskazywał niecofnione postanowienie, podczas gdy rozmawiał z wdową po skazanym. Nie, ty mnie nie przekonasz, ten człowiek jest na wszystko zdecydowanym, niewyrzecze się on zamiaru, który jest celem jego życia.
— Choćby najbardziej był zdecydowanym, musi się cofnąć przed niepodobieństwem. Dowody jakie były w jego posiadaniu, zostały zniszczone. Cóż może uczynić on teraz? Wszak mu się wszystko z rąk wysunęło?
— Miał przecież u siebie bruljon listu pisanego przez Klaudję Varni. Zna więc tę kobietę... Odnaleść ją może?
— Niemamy dowodu na to, ażeby ją znał. Zresztą my posiadając tak silne środki pieniężne, poszukujemy jej także a niemożemy odnaleść. Przypuściwszy nawet, gdyby ją odnalazł, niemógłby jednak wręcz jej powiedzieć: „Wiem żeś pani niegdyś popełniła zbrodnię... Wyznaj tę zbrodnię... za którą niewinny człowiek został straconym i powiedz, kto był twoim wspólnikiem!“ Ażeby to powiedzieć, musiałby być chyba warjatem i Klaudja Varni wypędziłaby go od siebie. Czego więc książę może się obawiać? Przedawnienie sprawy już nastąpiło.
— Obawiam się skandalu!... obawiam się straszliwego wstydu z tej sprawy, z której wyszedłbym wprawdzie wolnym, ale zgubionym w oczach ludzi i nicby już wtedy niepozostawało mi innego, jak odebrać sobie życie!...