Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/648

Ta strona została skorygowana.

zbliżam się z każdą godziną, aż ona mnie wreszcie pochłonie...
Théfer spoglądał na mówiącego z rodzajem politowania.
Od czasu gdy zamknął się książę w tem mieszkaniu przy ulicy Pot-de-fer, niesłychana zmiana zaszła w jego powierzchowności. Gęste zmarszczki pokryły jego policzki. Zapadłe oczy błyszczały ogniem ponurym. Niższa jego warga obwisła, a całe oblicze miało wyraz dziki, złowrogi!
— Wasza książęca mość ma słuszność, mówiąc że niepokój i obawa zabijają go, zaczął po chwili agent. Nie chciałem temu wierzyć, lecz teraz zmieniam zdanie.
Jerzy poruszył głową w milczeniu.
— Musi się znaleść jednak jaki środek, któryby mógł mu powrócić swobodę. Książę zapewne wie czego pragnie, a i ja radbym to wiedzieć?
Starzec milczał.
— Czy wasza książęca mość niema już do mnie zaufania? pytał dalej Théfer. Czy niewie, że moje poświęcenie dla niego jest bez granic? i że dla księcia „jestem gotów na wszystko!...“
Ostatnie trzy słowa wymówił z naciskiem.
Jerzy podniósł głowę i utopił wzrok we wspólniku, wpatrując się weń badawczo.
— Jedyny świadek zbrodni nie żyje, ciągnął agent dalej. Klaudja Varni nie jest niebezpieczną... Ireneusz Moulin wyrzekł się walki... Obłąkana ukrytą jest przed światem... Kogo więc wasza książęca mość się obawia?
— Berty Leroyer... wyszepnął starzec.
— Sierota bez żadnych środków pieniężnych.
— Niewiem czyli jest bez pieniędzy... lecz to wiem, że się jej boję... Ją to widuję bezustannie w snach moich... Ona popycha mnie ku, przepaści.
— Przestrach pomięszał mu w głowie!... pomyślał Théfer; ten człowiek jest bliskim obłąkania!...