Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/658

Ta strona została przepisana.

— Czy mógłbym wiedzieć?
— Nie teraz proszę... Mój plan niedojrzał jeszcze dostatecznie tak, abym go mógł przedstawić jasno i wyraźnie. Niech książę uspokoi się, i wróci do siebie. Jutro przyjdę zdam sprawę z mych działań, i będę mógł radę skuteczne udzielić.
Jerzy nie nalegał więcej. Pożegnał się z Théferem, wsiadł do dorożki i kazał Loriotowi się zawieść na ulicę Pot-de-fer.
Przyjechawszy przed dom gdzie mieszkał, hojnie za kurs zapłacił i wydobywszy klucze, wszedł do sieni.
— Do pioruna! stary Len bardzo hojny!... szczególniej jak na takiego co mieszka w takiej szkaradnej dzielnicy miasta, szepnął stryj Edmunda. Nie jestem z natury ciekawym, ale radbym się dowiedzieć co za interesa on ma włócząc się w nocy z kluczami od wszystkich bram miasta? Ślusarz jakiś... czy co u czarta! Zresztą nie nasza to rzecz Milordzie. Hop! jedzmy oba do domu.
Théfer nie zamknął oczu przez resztę nocy. Był on podwójnie zajęty.
Przypuszczał on równie jak Jerzy, że pod nazwiskiem Dick-Thorn ukrywała się Klandja Varni, ale chodziło o pewność w tym razie. Mogła się ona stać niebezpieczną, trzeba więc było obezwładnić ją jaknajprędzej.
Nasz agent postanowił zająć się tem od rana.
Postępowanie względem Berty Leroyer, było o wiele trudniejsze i sprawa groźniejsza ze względu na skutki i sposób wykonania.
Théfer przerabiał w głowie szkice projektu co do którego odmówił księciu objaśnień.
Przed ósmą rano wyszedł nazajutrz i udał się do prefektury, gdzie służbowe obowiązki zatrzymały go do godziny dziesiątej.