Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/665

Ta strona została przepisana.

bojów. Dużo lokatorów tam się przesunęło, nikt nie chce zimy przesiedzieć.
— Dla czego?
— Ha! jeśli mam być szczerym, to muszę całą prawdę powiedzieć. Skoro tylko zaczynają się długie i zimne noce? w kopalniach zbiera się mnóstwo włóczęgów.
— Zatem trafiają się i zbrodnie?
— No! tak... częściej niżby należało.
— Ale kto dniem i nocą nosi przy sobie nabity rewolwer, niema się przecie czego obawiać?
— Ostrożność dużo znaczy, lecz ja niedowierzałbym zbytecznie temu.
Théfer jako agent policyi wiedział dobrze o tem wszystkiem co mu gospodarz opowiadał. Było to niestety, prawdziwem w porze zimowej. Bagnolet ukrywało w sobie mnóstwo łotrów znajdujących tam większe bezpieczeństwo, niż w Amerykańskich kopalniach. Owi włóczędzy popełniali tu mnóstwo przestępstw a nawet zbrodni.
Théfer nie sam był tu przysłany na śledztwo w sprawach tego rodzaju.
Skończywszy śniadanie zapłacił i poszedł drogą która przecinając główną wiejską ulicę, prowadziła przez jamy kopalni ku płaskowzgórzu.
Droga dla jadących dobrze utorywana, miała mnóstwo zakrętów. Cierniowe płoty z dwóch stron ją otaczały. Agent doszedłszy szczytu płaskowzgórza, rzucił roztargnione spojrzenie na przepyszny krajobraz jaki się ztamtąd roztacza.
Pierwszy plan krajobrazu ponury, stanowił sprzeczność z dalszą perspektywą.
Wszędzie kredowe urwiska, otwarte przepaści, bez barjery, gotowe pochłonąć pieszego wędrowca idącego po ciemku lub nieuważnie schodzącego do mostu około którego kilkanaście domków było rozrzuconych z małemi ogródkami.
Théfer rzucał uważne spojrzenia w głąb tych jam mo-