Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/667

Ta strona została przepisana.
XI.

Théfer wszedł, służąca zamknąwszy drzwi za nim, wprowadziła do dość nędznie umeblowanego pokoju i poprosiwszy aby zaczekał, wyszła.
Po chwili ukazał się we drzwiach mężczyzna małego wzrostu, czerwony, tłusty, w pantoflach, kurtce i czarnej aksamitnej czapeczce na głowie.
Twarz jego miała wyraz nieprzyjazny.
— Pan przychodzisz w interesie tej willi na górze? zapytał krótko.
— Tak panie.
— Chcesz pan ją kupić?
— Nie; wołałbym wynająć.
— A ja bym wołał sprzedać niż wynajmować.
— Ależ ja kupić nie mam zamiaru.
— Czy pan byś chciał wynająć z meblami?
— Tak jest.
— Na jak długo... na rok?
— Taki właśnie mam zamiar.
— I zamyślasz pan tu mieszkać przez zimę?
— Właśnie zamierzam założyć tu laboratorjum chemiczne..
— Możesz pan robić wszystko co się podoba. Widziadziałeś pan tę posiadłość?.
— Widziałem ale tylko zewnątrz.
— A może pan sobie życzysz obejrzeć ją w środku?
— Naturalnie.
— Zaprowadzę pana, niemam nic do roboty, to zajmie mi trochę czasu, po drodze wypalę fajkę.
Tu wydobył z kieszeni krótką fajeczkę i kapcinek z tytuniem i począł ją nakładać.