Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/668

Ta strona została przepisana.

— Artemizo! Wolał, podczas tej czynności, przyślij ni klucze od willi.
— Natychmiast! odrzekł głos ostry.
Za chwilę przybiegła służąca z pękiem kluczy i właściciel z agentem policyi szli w górę znaną nam drogą.
Mimo małego wzrostu i dobrej tuszy, właściciel szedł lekko i szybko. w drodze jednakże niemówił ani słowa.
Przyszli nareszcie do willi.
— Trzeba tu trochę uporządkować, mówił pan Servan otwierając furtkę ogrodową, od czasu gdy się wyprowadzili lokatorowie, ogród zarósł trawą ale mimo to drzewa są w dobrym stanie. Jabłka i gruszki prześliczne. Zostawię je panu. Nam tego dosyć u siebie w Bagnolet. Może pan zechcesz objąć ogród?
— Mniejsza o niego. Obejrzyjmy dom raczej.
Zwrócili się ku jednopiętrowemu domowi.
— Zobacz pan jak to obwarowane... mówił Servan drzwi otwierając. Wszędzie okienice wewnątrz zamykane. Są to niezbędne ostrożności względem tych, którzy lubią nocami przeprowadzać meblu. W oknach prócz tego, są kraty, i drzwi zarówno zasuwają się sztabą żelazną.
Théfer natężył słuch z uwagą.
— Kraty w oknach i sztaby za drzwiami? powtórzył.
— Tak, tak! mój panie. już przeszło rok jak to zaprowadziłem. Kto się na gorącym sparzy, ten na zimne dmucha.
— Uprzątnięto więc panu meble bez jego wiedzy?
— I właśnie od tej pory przedsięwziąłem środki ostrożności.
— Pańska willa jest teraz warowna jak twierdza...
— Mogłaby służyć za więzienie i jestem pewny, że nikt by się z niej niewymknął.
— Obejrzymy ją bliżej.
Survan utworzył drzwi, za któremi znajdowała się no-