wa krata, wychodząca na korytarz z dwojakiem wyjściem.
Jedne drzwi prowadziły do saloniku, za którym był gabinet drugi do jadalni i kuchni.
— Na pierwszem piętrze, mówił Servan, pokazawszy parter, są dwa pokoje sypialne, dwa gabinety i pokój dla służącej. Drzwi do piwnicy w głębi korytarza, koło schodów. Wszystkie pokoje jak pan widzisz, porządnie umeblowane.
— I we wszystkich oknach kraty?
— We wszystkich.
Théfer zadumał.
— Gdyby ten dom urządzał kto według moich wskazówek, myślał sobie, niemógłby lepiej urządzić.
— Jaka cena tej willi? zapytał głośno.
— Tysiąc pięćset franków. Podatki rządowe opłaca lokator. Zapłata z góry półroczna.
— Zgadzam się i wynajmuję, rzekł agent.
— I zapłacisz pan z góry za pól roku?
— Zapłacę za cały rok.
— Obejmując dom w posiadanie?...
— Natychmiast: za pokwitowaniem.
Zasępiona twarz Servan rozjaśniła się nagle.
— Zgoda! — podaj pan rękę, rzekł, wyciągając dłoń do przyszłego lokatora. Chodźmy do domu, wypijemy butelkę starego wina i ukończymy interes.
Zamknięto drzwi i poszli na Paryzką ulicę.
W godzinę później wyszedł Théfer, unosząc z sobą klucz od wynajętej willi i kwit wydany na imię Prospera Gaucher, fabrykanta przetworów chemicznych.
— Mamy już klatkę, mówił do siebie, z dziwnie sarkastycznym uśmiechem, teraz potrzeba tylko złowić do niej ptaka. Okienice wewnątrz, kraty we wszystkich oknach, w około domu przepaście. Wszystko się składa doskonale!
Około godziny czwartej wrócił do Paryża i poszedł do
Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/669
Ta strona została skorygowana.