Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/670

Ta strona została przepisana.

siebie, ażeby zmienić ubranie i nadać sobie zwykłą fizjonomię, poczem udał się do prefektury.
Czas upływał. Bal który zamierzała wydać Klaudja, miał się odbyć za dwa dni.
Ireneusz nie sypiał całemi nocami. Oprócz kłopotów wypływających dlań przygotowań jakie wyłącznie na nim polegały, przemyśliwał nad sposobami naglenia pani Dick-Thorn do wydania tajemnicy, jeżeli rzeczywiście jak utrzymywał Jan Czwartek, ona to była wspólniczką zbrodni na moście de Neuilly.
Udało mu się znaleść nareszcie ten sposób.
Na dwa dni przed balem poszedł wczesnym rankiem na zwykłą schadzkę z Czwartkiem przy ulicy de Clichy. Znalazł go stojącym na rogu.
— Idź do bufetu na dworzec Hawrskiej drogi żelaznej rzekł do niego przechodząc bez zatrzymania się. Tam spotkam się z tobą. Mam dużo do pomówienia.
Jan Czwartek pobiegł we wskazane miejsce.
W bufecie nie było nikogo. Służba ścierała kurz z krzeseł i zamiatała podłogę.
Ireneusz nie dał na siebie oczekiwać. Gdy przyszedł usiedli oba w kącie sali i kazali sobie podać butelkę wina.
— No! i cóż mój stary? zapytał Czwartek, napełniają szklanki.
— Bal się odbędzie po jutrze.
— Wiem o tem dawno. Ale cóż słychać nowego? Czy już ułożył ten swój sławny plan, który może nigdy nie wejść w wykonanie?
— Ułożyłem.
— I powiesz mi co zamierzasz?
— Po to właśnie przyszedłem.
— Gadaj więc prędko, bom ciekawy.
— Jeżeli pani Dick-Thorn jest ową trucicielką z Neuilly, zaczął Ireneusz, to mamy na nią sposób niezawodny.