Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/679

Ta strona została przepisana.

Thorn pod przybranem nazwiskiem i za pomocą, podstępu, co by mnie źle mogło jemu przedstawić a bardzo nawet być może że uważał by sobie za obowiązek wydać mnie przed nią. Trzeba więc czekać, niema rady.
— Czy będzie on na tym balu na którym ja mam wystąpić w tej roli? zapytała Berta, którą sama myśl okazania się przed Edmundem przerażała niesłychanie.
— Będzie zapewne, ale to niepowinno cię niepokoić. Kostjum i peruka zmienią cię do niepoznania a w chwili przybycia nikt cię widzieć nie będzie.
— Ułóżmy się więc co do szczegółów, skoro tak ma być koniecznie. Moje przebranie?...
— Będzie złożonem w pokoju przeznaczonym na garderobę dla artystów i tam odbędziemy próbne przedstawienie.
— Jakże się dostanę na Berlińską ulicę?
— O wpół do jedenastej wieczorem, zajedzie tu powóz i przyjdą cię powiadomić. Stangret będzie miał polecenie zawieść, cię do domu pani Dick-Thorn. Będziesz osłonięta woalką. Służącemu który tu wejdzie, powiesz że jesteś śpiewaczką zamówioną na koncert. Ten lokaj będzie miał rozkaz zaprowadzenia cię do garderoby o jakiej wspomniałem.
— Niepotrzebuję więc niczem się zająć?
— Niczem zupełnie. Czekaj cierpliwie i miej nadzieję. A teraz muszę cię pożegnać. Jestem już tutaj za długo. Trzeba odejść.
Tu Ireneusz złożył na czole dziewczęcia braterski pocałunek i skierował się ku drzwiom.
W chwili gdy wziął za klamkę, rozległ się głos dzwonka, na który drgnęli oboje.
— Ktoś dzwoni!... wyszepnął cofając się Moulin.
— Słyszałam, odpowiedziała Berta. Nikogo nie przyjmuję i odźwierna dobrze wie o tem. Kogóż więc mogła tu wpuścić?