Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/684

Ta strona została przepisana.

tych dowodów potrzebuję nie dla siebie, przysięgam, ale dla przekonania tych którzy wątpią o tobie.
— A któż o mnie wątpi? zapytała dumnie Berta.
— Mój zacny poczciwy stryj, Piotr Loriot, odrzekł z pomięszaniem Edmund, ten który cię zawiózł na plac Królewski i w którego dorożce zgubiłaś brata fotografję. Berto! ukochana moja, pragnę połączyć się z tobą, potrzeba mi więc zagładzić najlżejszy ślad podejrzenia w umyśle tego który zastępował mi ojca, wychował mnie, dał mi wykształcenie, któremu zawdzięczam wszystko! — Wiem że Ireneusz Moulin nie był w domu tego wieczora, kiedy jeździłaś na plac Królewski. Wiem że pozostawał natenczas w więzieniu, skutkiem fałszywej denuncjacyi. Dlaczego zataiłaś to przedemną?
— Skoro pan wiesz o tem, odpowiedziało dziewczę, czegóż chcesz więc dowiedzieć, się odemnie?
— Chciałbym wiedzieć jaki węzeł tajemniczy łączy cię z tym człowiekiem, którego nazwiska nigdy twoja matka niewymieniała w mojej obecności.
— I dziś zarówno jak w dniu ostatniego, naszego widzenia się, niemogę odpowiedzieć na to zapytanie. Niemam nic panu do powiedzenia. Żyłam spokojnie, cierpiałam bez skargi, z odwagą i rezygnacją. Po cóż więc pan przyszedłeś rozranić to serce wspomnieniem przeszłości jaka utworzyła przepaść pomiędzy nami?
— Przepaść? powtórzył z przerażeniem młodzieniec.
— Byłoby szlachetniej z pańskiej strony, gdybyś mi był oszczędził tej męczarni, mówiła dalej Berta — Wątpisz pan o mnie... posądzasz mnie, ta wątpliwość i podejrzenia rozłączają nas na zawsze. Odejdź pan zatem i niepowracaj tu nigdy... nigdy więcej, jeżeli niechcesz abym sądziła, że robisz sobie zabawkę z mojej boleści, z łez moich!... Zapomnij pan o mnie i nie pytaj pan Ireneusza Molin, który tak samo jak ja niema prawa panu odpowiedzieć.