Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/687

Ta strona została przepisana.

— Powtarzam panu że to nie będzie trwać długo, a jest koniecznem.
— Ależ na Boga dla czego?
— Dla tego że panna Berta niepowinna mieć żadnego roztargnienia któreby odwracało jej uwagę od powziętego przez nas dzieła, dla dokonania którego będzie ona potrzebowała całej swej odwagi.

XV.

— Jakież to dzieło? wyszepnął Edmund.
— O to mnie pan nie pytaj, bo niemógłbym ci odpowiedzieć. Wyjaśnię wszystko, gdy nadejdzie pora ku temu. Dowiesz się pan tylko że obecność moja w domu pani Dick-Thorn pod przybranym nazwiskiem i na stanowisku zupełnie dla mnie niewłaściwym, łączy się właśnie z tym dziełem, największem, najświętszem w świecie, a przekazanym nam przez dwie istoty które pan znałeś i opłakiwałeś wraz z nami matkę panny Berty i jej brata. Nie dziw się przeto niczemu, nie staraj się nie zrozumieć, nic odgadywać, o niczem się dowiedzieć do chwili w której nasza tajemnica wyjawiony ci nie zostanie. Jeden niebaczny postępek, jedno nieostrożne zapytanie, mogłoby nas zgubić, gdyż tego przed panem zataić niemogę że znajdujemy się w niebezpieczeństwie... Być może iż i obecnie powiedziałem za wiele, wszak wiem że ani jedno słowo które by nam mogło zaszkodzić, nie wyjdzie z ust pańskich.
— Przysięgam na to! — zawołał Edmund, czując że jakaś straszna tajemnica kryła się pośród ciemności jakiemi otaczano. Wierzę odtąd panu, panie Ireneuszu, tak, jak wierzę pannie Bercie, a wiara moja będzie tak ślepy, jak