Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/689

Ta strona została przepisana.

Théfer po wycieczce do Bagnolet, gdzie najął dom na płaskowzgórzu, udał się do prefektury gdzie go powoływała wieczorowa służba.
Gdy przyszedł do biura, jeden z agentów zawiadomił go, że naczelnik policyi oczekuje na niego.
Nie tracąc chwili czasu Théfer. stawił się przed zwierzchnikiem.
— Siadaj pan. rzeki tenże, mam ci wydać pewne polecenie.
Nasz inspektor wziął krzesło, podczas gdy naczelnik szukał jakichś akt, wśród nagromadzonych na biurku papierów.
Znalazłszy je, zapytał przerzucając kartki:
— Powiedz mi czy znasz niejakiego Dubiefa?
Théfer zamyślił się.
— Zdaje mi się że. znam to nazwisko, odrzekł. A! już wiem... dodał. Dubief to ów skazany na lat pięć więzienia i dziesięć lat policyjnego nadzoru za wyrabianie i puszczanie w kurs fałszywych pieniędzy.
— Nie mylisz się... Widzę że masz doskonałą pamięć!
— Czy wydało się nań coś nowego?
— Ten człowiek ociekł przed miesiącem z więzienia i doszła mnie wiadomość naprowadzająca na domysł że on się znajduje w Paryżu i prowadzi w najlepsze swoje rzemiosło.
— W Paryżu? zawołał Théfer, chyba pod przybranem nazwiskiem?
— Dla czego nie? Jeden z więźniów wypuszczony od dni lulku na wolność, spotkał Dubiefa i doniósł mi o tem w celu zapewne zjednania sobie łask policyi.
— A gdzież go widział?
— W dzielnicy św. Antoniego. Bywa on tam w kawiarniach i szynkach podejrzanych.
— Sam?