Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/692

Ta strona została przepisana.
XVI.

Na wszystkich ścianach widniała wilgoć. Wązkie dwa okna z zielonemi szybami, wychodzące na małe podwórko, oświetlały wnętrze pokojów.
Gaz nieznany był w tym zakładzie, zastępowało go pół tuzina zakopconych kinkietów. Krzywe stoliki i krzesła, dopełniały umeblowania.
Dzienni goście „Trzech butelek” różnili się od wieczorowych.
Robotnicy tokarze, farbiarze drzewa, polerownicy, przychodzili tu codzień na posiłek. Z nadejściem nocy, uczciwi pracownicy wracali do domów, ustępując miejsca zupełnie innej ludności.
Mnóstwo mężczyzn bez rzemiosła, kupców oszustów i złodziei, schodziło się tu układając plany oszukaństw i kradzieży.
Gospodarz siedzący w głębi za bufetem, wymagał tylko dwóch rzeczy, żeby mu płacono gotówką i nierobiono hałasów. O resztę niedbał wcale.
Policja często wchodziła do jego zakładu niespodziewanie, ale że umiał zawsze utrzymać w nim ład i porządek, nigdy się więc nie skompromitował.
W chwili gdy wchodzimy do owej knajpy, dziewiąta godzina wybiła. Sale napełniać się poczynały i między przybywającemi dawały się dostrzedz ciekawe typy, któremi jednak zająć się niemożemy, zmuszeni zwrócić uwagę na dwóch ludzi wskazanych Theferowi przez naczelnika policyi.
Jeden z tych ludzi Terremonde, siedział sam przy stoliku, przed nim stała butelka wina, a po nad nim kopciła się lampa. Czytał z wielkim zajęciem opis codziennych wypadków w Gazecie.