Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/693

Ta strona została przepisana.

Terremonde wysokiego wzrostu i tak prawie chudy jak Jan Czwartek, o pospolitym obliczu, mógł mieć okuło lat trzydziestu.
Gęste i ciemne kręcące się włosy spadały mu na czuło, tworząc rażącą sprzeczność z blado niebieskiemi oczami i rudawemi brwiami. Sprzeczność ta wynikała z peruki artystycznie zrobionej jako do niepoznania zmieniała jego fizjonomię.
Spodnie i kamizelka z brązowego aksamitu, kaftan z cieplej wełny, składały jogo ubranie, zakończone czapką bez daszka, nakształt angielskiej czapeczki.
Zatopiony w czytaniu gdy jakiś mężczyzna tego samego co on wieku, wszedł i usiadł naprzeciw niego.
Nowo przybyły małego wzrostu i tłusty. ubrany był w garnitur z granatowego sukna i miękki kapelusz. Miał długie włosy i brodę, ale te włosy i broda były przyprawione.
Był to ów Dubief, fałszerz pieniędzy.
Terremonde podał mu rękę i powitał zapytaniom.
— No! i coż? —
— Pomówimy za chwilę, odrzekł Dubief. Usycham z pragnienia!
Zażądał by mu podano wina i wypróżnił jednym tchem dwie szklanki napełnione po brzegi.
— Ha! mruknął, to mnie orzeźwiło.
— No... i cóż? — powtórzył Terremonde.
— Nie tęgo idzie... Puściłem tylko „pięć tylnych kół.“
W każdym razie to dwadzieścia pięć franków?
— Z których na koszta trzy odtrącić, trzeba. Całego zysku dwadzieścia dwa. Lichota!... a ty? —
— Ja miałem więcej szczęścia. Wydałem siedem „medali.“
— A więc pięćdziesiąt franków zysku na nas dwóch przez cały dzień.
— Możnaby się tem zadowolnić, ale trzeba być ostro-