Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/695

Ta strona została przepisana.

Obejrzał się w około jak gdyby szukając miejsca i poszedł zwolna w tę stronę gdzie siedzieli Dubief i Terrmonde.
— Co pan każę podać? zapytał służący.
— Kufel piwa, odrzekł nowo przybyły ochrypłym głosem.
— Tu jest wolny stolik, niech pan siądzie.
Terramonde zatrzymał w przechodzie służącego.
— Wypiliśmy butelkę, wina i kufelek piwa, rzekł do niego. Razem dwadzieścia cztery sous... Zdaj mi resztę. I podał mu sztukę pięciofrankową.
Nowo przybyły usiadł i przyglądać się zaczął uporczywie dwom fałszerzom, którzy już przygotowali się do wyjścia.
Służący wziąwszy pieniądz oglądać go zaczął.
— To wygląda, rzekł, na niedobrą monetę... Pan wie.. różnie się trafia... ale prawdy mówiąc, ta sztuka ma podejrzaną minę.
To mówiąc, rzucił pieniądz na stół.
Moneta padając wydała dźwięk głuchy.
— Czy myślisz że to ołów? zapytał Dubief.
— Nie wiem czy ołów, czy co innego, lecz wiem że nie nie warte. Daj mi pan inną sztukę.
Nowo przybyły się uśmiechnął. Wyciągnąwszy rękę, wziął przed sobą leżący pieniądz i oglądając go z miną znawcy, zawołał:
— Jakto... ty niedołęgo śmiesz mówić że to niedobry pieniądz? — Chciąłbym mieć takich tysiące!... Masz dwadzieścia cztery sous, a ja zdam resztę tym panom.
Dubief z tryumfującą miną trącił w łokieć Terremonda. Służący wziął dwadzieścia cztery sous i odszedł.
Przybysz przeszukiwał kieszenie aby zdać resztę dwom łotrom którzy śmiali się w duszy z takiego głupca. UW głupiec położył trzy franki i szesnaście sous na stole.
— Proszę wziąść!... wyrzekł, a potem patrząc w oczy Dubiefa: