telkami“ udając się do pobliskiej kawiarni gdzie sobie podać kazali kwartę rumu.
Théfer wyjął z pugilaresu pięć tysięcy franków.
— Oto pieniądze... rzekł, dajcie mi swój adres.
Dubief przejrzał banknoty okiem znawcy i schował je do kieszeni.
— Mieszkamy przy ulicy Charentou, Nr. 124, odrzekł.
— W lokalu?
— Nie; mamy oddzielne własne mieszkanie. Płacimy dwieście pięćdziesiąt franków komornego, pokój wspaniały.
— Cały warsztat do fałszowania pieniędzy jest tam; nieprawdaż?
— Tak, w zupełności.
— To dobrze... Lecz nie wracajcie dziś na noc do domu.
— Dla czego?
— Taka mi myśl przyszła. Dziś w nocy albo nad ranem zrobię u was rewizję. Zabiorę wszystko prócz was, bo ptaki nie wrócą do klatki.
— Rozumiem! — rzekł Terremonde. Będą sądzili w prefekturze że pan jesteś bardzo zręczny, a przez ten czas, my uciekniemy.
— Myśl doskonała! dodał Dubief; przenocujemy byle gdzie dzisiaj, ale gdzież się jutro spotkamy?
— Czekajcie na mnie o dziesiątej z rana na bulwarze Montrenil, pod „Dwoma prosiętami“ Dubief oblizał się.
— Ach! doskonałe miejsce doświadczenia! — zawołał. Wyborna tam kuchnia i dobre wino.
— To też zjemy tam śniadanie, rzekł Théfer, a potem pójdziemy spacerem ku Bagnolet gdzie mam wam coś pokazać. Do jutra zatem koledzy.
— Do jutra! —
Trzej spólnicy rozeszli się.
Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/700
Ta strona została skorygowana.